Katowice w księdze rekordów Guinnessa
Doczekaliśmy się. Nasze miasto, a właściwie samorządowy miesięcznik „Nasze Katowice”, trafi już wkrótce do księgi rekordów Guinnessa. Przy stale spadającej liczbie mieszkańców nakład tego periodyku utrzymuje się na niezmiennym, astronomicznym poziomie ponad 150 tysięcy! Statystycznie 3 egzemplarze na jednego dorosłego czytelnika. Takiego nakładu nie powstydziłaby się ogólnopolska „Gazeta Wyborcza” czy inne dzienniki z trudem osiągające sprzedaż rzędu kilku, kilkunastu tysięcy.
Kiedy kilkanaście lat temu kończyłam dziennikarstwo, to opuszczałam mury mojej śląskiej Alma Mater z naiwnym przekonaniem, że bycie dziennikarzem, to rodzaj społecznej służby. Niedościgłym wzorem był dla mnie śp. red. Michał Smolorz – 10 stycznia minęło dziesięć lat, od kiedy nie ma Go wśród nas – po którego genialne teksty sięgam do dzisiaj. Gdyby żył, „pastwiłby się” i demaskował bezlitośnie takie wybryki kwazidziennikarskiej natury, jak bezpłatny informator miejski „Nasze Katowice”.
W Katowicach brakuje pieniędzy na wiele oddolnych przedsięwzięć i inicjatyw. Nie ma ich nawet na psie kupy – gratulujemy radnemu Adamowi Skowronowi znakomitego pomysłu sprzed kilku lat na akcję „Zbierzmy się do kupy” – bo zabrakło w kasie miasta paru tysięcy na zakup biodegradowalnych, jednorazowych worków, które jeszcze dwa lata temu służby miejskie wykładały w specjalnych podajnikach zamontowanych przy koszach na psie odchody.
Okazuje się, że nigdy nie brakuje ich na nachalną samorządową propagandę, lukrowanie ponurej rzeczywistości i promocję dokonań lokalnych notabli, na co każdego miesiąca miejscy urzędnicy wydają lekką ręką dziesiątki tysięcy naszych ciężko wypracowanych podatków.
„Nasze Katowice” są tej bezmyślnej, bizantyjskiej rozrzutności najlepszym przykładem…
ta gazeta ląduje w śmietnikach a urząd miejski już wydaje drugą w nakładzie 20 000 egz. – szkoda lasów czy nie można tych pieniędzy wydać na coś co jest bardziej potrzebne mieszkańcom katowic?